Strona główna Aktualności Ze słownikiem na Ursynów

Ze słownikiem na Ursynów

0

VIII Ursynowskie Dyktando odbędzie się 17 listopada o godz. 10. Uczestnicy zmierzą się z tekstem przygotowanym przez prof. dr hab. Jerzego Bralczyka oraz doc. dr Grażynę Majkowską. 

375471_257978190918010_901343021_n

Ursynowskie Dyktando cieszy się coraz większym zainteresowaniem: w siódmej edycji wzięło udział prawie 250 uczestników. Jego celem jest propagowanie wśród mieszkańców Ursynowa i Warszawy zasad poprawnej polszczyzny, sprawdzenie znajomości zasad ortograficznych wykorzystywanych w tekście pisanym, a także sprawdzenie umiejętności pisania ze słuchu.

– To wydarzenie na stałe wpisało się w ursynowski kalendarz. Co więcej, Ursynowskie Dyktando przestało być całkowicie ursynowskie – dowodem jest ogromna liczba uczestników, zarówno z innych warszawskich dzielnic, jak i z całego kraju – mówi burmistrz Ursynowa Piotr Guział

Urząd zaprasza do udziału w dyktandzie wszystkich chętnych, bez względu na wiek, wykształcenie i wykonywany zawód, interesujących się piękną polszczyzna, jej prawidłową pisownią. Wyjątkiem są osoby, które zawodowo zajmują się ortografią języka polskiego, w szczególności korektorzy i nauczyciele języka polskiego.

Zapisy do udziału w dyktandzie są przyjmowane do 14 listopada lub do wyczerpania limitu miejsc:

– telefonicznie pod nr (022) 545 71 43 (w dni powszednie w godz. 8-16),

– pocztą elektroniczną na adres: promocja@ursynow.pl

– osobiście w siedzibie Urzędu Dzielnicy Ursynów przy al. KEN 61, pok. 238 (w dni powszednie w godz. 8-16).

Laureci VIII Ursynowskiego Dyktanda zostaną wyłonieni w kategoriach: „Open” (wszyscy uczestnicy Dyktanda), „Juniorzy” (roczniki 1994-1999), ?Młodziki? (roczniki 2000 i młodsi) oraz „VIP” (osoby imiennie zaproszone do dyktanda przez burmistrza Ursynowa).

Z czym przyszło zmierzyć się uczestnikom dyktand w poprzednich latach?

 

Tekst Dyktanda 2012

Zhardziały chachar w skradzionym rostrucharzowi perłowoszarym halsztuku stębnowanym w esy- floresy, siermiężnych hajdamackich hajdawerach z gurówki (a może gręplowanej wełny) i rozchełstanym kożuchu w okamgnieniu poprawił koniom chomąta. Chabety zaprzężone z duhą do hołobli ze zwarzonymi minami, zharowane i niemal ochwacone, półschylając się podenerwowane skubały sczerniałą śnieć życicy. Bekas kszyk czmychnął spomiędzy kurhanów, mdłosłodki zapach zwarzonego pierwszym mrozem burzanu bujnie wyrosłego na płonej ziemi, nietkniętej od lat płużycą, rozniósł się wpośród stepu i sczezł. Ścichł klekot czarnej hajstry, pochowały się koziułki i chrząszcz rohatyniec.

– Oho ho!- zawołał ni stąd ni zowąd zbaraski hałaburda, dwudziestosiedmioipółletni hołysz- jestliże na halickiej ziemi jaka cud-dziewczyna, coby chciała być moją? Niech no by raz objąć jej kształtną kibić!

Jego głucho brzmiący pośrodku stepu głos brzmiał zrazu hardo, a potem rzec by można rzewliwie.

– A przecieżbym oddał, by taką ujrzeć, wszystkie kradzione puchary, roztruchany i kruże.

Z nagła poczuł się małowartościowy i w ogóle mało ważny, chojracka niedawno mina zrzedła mu, wytarł cholewy wiechciami urzetu i zanucił wpółprzytomnie smętną pieśń wajdeloty.

 

Tekst Dyktanda 2011

Ledwo ledwo bladozłoty, z lekka mało regularny półokrąg księżyca ustąpił złotoczerwonemu świeżo wschodzącemu słońcu, a już spośród rozwichrzonych wierchów z ponadprzeciętną chyżością wychynął szaropióry kobuz i niemalże znienacka spadł na z nagła dostrzeżony łup – z cicha kwilące zniedołężniałe z trwogi przepiórcze pisklę. I o mało co rozszarpałby bezbronne stworzenie , jeśliby nie wynurzył się nieoczekiwanie sponad świeżo rozoranych bruzd ryżowłosy lis przechera , z groźnie obnażonymi zębiskami. Zważywszy na co najmniej mało zrównoważone siły, nasz sokół uległby niezawodnie chytremu drapieżcy, gdyby nie nie całkiem wprawdzie nieprawdopodobna, ale zgoła w pełni nieoczekiwana odsiecz w postaci wielkogabarytowej żmii, która najwyraźniej zamierzała rzucić się na znieruchomiałego ze zgrozy niedoszłego pożeracza ptaków. Jednakże i jaskrawo nakrapianego gada przeraził jazgot ni stąd ni zowąd nowo przybyłej popielato-brunatnej krewkiej przepiórzycy, która przepłoszyła wszystkich drapieżników naraz.

Tekst Dyktanda 2010

Nowo odkryty przez żurnalistów artysta malarz, w istocie pacykarz, tworząc ciemnozielone esy-floresy o kształcie nibynóżek, spożywszy naprędce pożywną, jakkolwiek niezbyt obfitą niby-kolację, poczuł się nienasycony. Był jednakże gargantuicznym żarłokiem, toteż nieoczekiwanie porzucił niedokończony bohomaz i w okamgnieniu pobiegł na przełaj przez chaszcze do quasi-przyjaciela, wprawdzie huncwota i hultaja, ale w zaprzeszłym sezonie lekkoatletycznym wicemistrza województwa zachodniopomorskiego w skoku wzwyż. Zrazu miał chrapkę na frykasy – homara z chałką czy chołodziec, który rad by wychłeptał, musiał wszakże poprzestać na mało apetycznych sandwiczach z bryndzą na rzeżusze i chcąc nie chcąc wrócił do swego atelier. Autorami dyktanda byli: prof. dr hab. Jerzy Bralczyk oraz prof. dr hab. Grzegorz Dąbkowski.

 

Tekst Dyktanda 2009

Spośród niemalże do szczętu zużytych wędzisk wydobył bez mała dwuipółmetrową pseudobambusową niby-różdżkę, na którą nie całkiem wprawdzie łatwo, ale i niecałkowicie bez trudu złowił niespełna półtrzecia kilometra stąd trzyipółkilogramowego jazgarza. Póki co czuł się rześki i chyży, w końcu te codwutygodniowe eskapady w tę i we w tę stronę przysparzały mu tężyzny i krzepy, a co najważniejsze otuchy – jako dziarski i hoży nieledwie siedemdziesięciosiedmioipółlatek miałby się czym pochwalić nie tylko przed pospólstwem, lecz nawet przed szacownym areopagiem wytrawnych znawców sportów wszelakich, wraz ze specjalistami od lekkoatletyki.

Był tak zadufany w sobie, tak z nagła zhardział, że niech no by kto zwątpił w jego ekstraordynaryjne możliwości, zaraz by został co najmniej skarcony, albo i z lekka poturbowany.

Poniewczasie spostrzegł, że przypatruje mu się wcale niemałe stadko jakichś rozwydrzonych bachorów, które pokazują języki i pewnie krzyczą coś, czego on jako półgłuchy nie dosłyszy. Skonfundowany i zażenowany odkrył w nich swoje praprawnuki.

 

Tekst Dyktanda 2008

Eksbokser wagi lekkopółśredniej, czy też nawet lekkociężkiej, umówił się na remibrydża z ultrakonserwatywnym działaczem PiS-u, który w przeszłości pracował w LZS-ie. Sportsmen ten, nieznający uczucia strachu, rozgrywkę tę pozornie traktował tak, jakby to była pół zabawa, pół walka, innymi słowy jak niby-walkę. Wolałby, co prawda, zmierzyć się nie z PiS-owcem, ale z sąsiadem dziennikarzem i majster-klepką, który konstruuje z byle czego minimodele starych aeroplanów. Miałby wówczas okazję do poważnej dyskusji przy kartach, a nie do jakiegoś tam nic nieznaczącego gadu-gadu.

Okazało się jednak, że sąsiad, który współpracował z „Żyjmy dłużej” oraz „Horyzontami Techniki”, wyjechał zrobić reportaż z Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem. Gdyby tam nie wyjechał, toby na pewno zagrał, boby się bał pięściarza. Na pewno by też przegrał, nie sprawiając przykrości przeciwnikowi, który by od razu poszedł do baru „Pod Orłem” oblać zwycięstwo, a potem półleżąc, chełpiłby się swą wygraną.

Tekst Dyktanda 2007

Patron Ursynowa

Nazwę „Ursynów” można by, a nawet trzeba, wywieść od nie pierwszego, lecz drugiego imienia Juliana Ursyna Niemcewicza, dziewiętnastowiecznego [proszą napisać słowem] historyka i literata, który w tej okolicy posiadał był swe dobra. Julian Ursyn pochodził spod Brześcia Litewskiego, ukończył elitarną podówczas warszawską Szkołę Rycerską, był posłem na Sejm Czteroletni, współredaktorem „Gazety Narodowej i Obcej” i współautorem Konstytucji 3 maja. Jako sekretarz naczelnika Kościuszki brał udział w insurekcji kościuszkowskiej, po czym, ranny, został wzięty do niewoli rosyjskiej.

W 1796 roku, po kilkunastomiesięcznym więzieniu w trudno dostępnej twierdzy nieopodal Sankt Petersburga, został uwolniony przez cara Piotra I. W następnym roku wyjechał z Kościuszką do nowo powstałych wonczas Stanów Zjednoczonych. Zza oceanu wrócił ostatecznie po ponad dziesięcioletnim pobycie, w roku powstania Księstwa Warszawskiego. W czasach Królestwa Kongresowego pełnił przeróżne funkcje publiczne, był między innymi prezesem Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Od 1822 roku osiadł w swych ursynowskich dobrach, notabene na co dzień nazywanych przez niego Ameryką.

Niechętny wszelkiej konspiracji i pseudokonspiracji, wziął jednak udział w powstaniu listopadowym. W roku 1831 wyjechał w supertajnej misji dyplomatycznej do Londynu. Po upadku powstania osiadł był w Paryżu, brał żywy udział w życiu kulturalnym Wielkiej Emigracji i tworzył dzieła literackie, skądinąd nie najwyższego już lotu.

Najbardziej dziś znany utwór Niemcewicza – „Powrót posła” – powstał w wigilię utraty niepodległości przez pierwszą Rzeczpospolitą. Pisarz krytykuje w nim ultrakonserwatywne postawy Sarmatów, reprezentowanych przez Gadulskiego, hiperkosmopolityczne poglądy osób takich, jak Szarmancki, oraz sfrancuziałe i chimeryczne zachowania pseudo-Polek, na przykład Starościny. W genologii teoretycznoliterackiej „Powrót posła” określa się jako komedię polityczną, jest to wszakże quasi-komedia, okazji do śmiechu mamy tu nie za wiele. Tak naprawdę utwór należałoby określić jako pół komedię, pół tragedię, ukazuje bowiem rzeczywistość społeczną zatrważającą, lecz stwarzającą pewne, nie największe wprawdzie, nadzieje na pozytywny rozwój zdarzeń.

Na pewno najpopularniejszym niegdyś utworem Juliana Ursyna z quasi-smutnego okresu porozbiorowego były „Śpiewy historyczne” – cykl poematów o bohaterskich królach Polski i ludziach honoru, którzy przeciwstawiali się zagrożeniom zewsząd czyhającym na nasz kraj. Niemcewicz, pisząc „Śpiewy”, uważał, że nieuświadomienie Polakom chwały przodków może spowodować, iż będą wiedli wpółuśpione życie wśród zszarzałej niby-wolności.

Ekstradługie, ponadosiemdziesięciotrzyletnie życie Juliana Ursyna pozwoliło mu przeżyć kilka epok historycznych, ale i unurzać się w hiperzdarzeniach na obu kontynentach, zetknąć się z ówczesnymi charyzmatycznymi superprzywódcami, poznać miraże sławy i udręki upokorzeń. A poza tym, niejako mimochodem, unieśmiertelnił swoje drugie imię w nazwie powtarzanej co dzień przez kilkusettysięczny tłum ursynowian. I za to, jeśliby założyć, że Ursynów naszą miniojczyzną jest, należałoby przede wszystkim pokochać pana Juliana Ursyna Niemcewicza.

 

Podróżnicze przeżycia Przemka

Na warszawskim Ursynowie przemieszkuje trzydziestodwuletni, obdarzony niezwykłą wyobraźnią Przemek. Co dzień marzy o wyprawach w najniezwyklejsze miejsca i kraje. Nie pociągają go rodzime chabry, modraki i żółtaki, nie najbardziej lubi ogólnodostępne żonkile, nie zachwyca się urokami szałwii czy aronii. Nie obawia się syku żmii, groźnego wyglądu szczeżui [czytamy: szczeżuji], nie podoba mu się wcale upierzenie gżegżółki i skrzydła przepiórki. Przemka przyciąga egzotyka. Chciałby poczuć na swej szyi dotyk zszarzałej sierści meksykańskiej kotofretki, zobaczyć przy twarzy spiczasty pysk kuguara, wedrzeć się w górskie ostępy, gdzie przemieszkują drapieżne orłosępy. Chciałby poczuć dreszcz emocji, słysząc wokół bzyczenie much tse-tse, i ujrzeć wyszczerzone kły rekina ludojada.

Ponieważ na razie nie ma tyle pieniędzy, by jechać np. na Wybrzeże Kości Słoniowej, do Timoru Wschodniego czy Papui-Nowej Gwinei, swe wyprawy odbywa w świecie fantazji, studiując publikacje o egzotycznej florze i faunie. Wieczorami przegląda ?Encyklopedię zwierząt”, w wolnych chwilach czytuje takie czasopisma, jak ?W świecie egzotyki” czy ?Przegląd Botaniczny” [zaznaczamy, że Encyklopedia… to książka. W świecie? i Przegląd… to czasopisma]

Przemek bardzo lubi także niebanalne potrawy. W wigilię swych urodzin, przypadającą tuż po walentynkach, wyprawia ponadtrzydziestoosobowe przyjęcie, na które przygotowuje bakłażany, nóżki cielęce smażone w cieście, risotto i tortillę [czytamy: tortiję]. W gronie rodzinnym chłopak pielęgnuje także wszystkie tradycyjne święta: Dzień Matki, Wigilię, Boże Narodzenie i Wielkanoc.

Niecodzienne cechy Przemka, będącego wszak spokojnym warszawianinem, biorą się może z jego pochodzenia. Jest on bowiem pół Polakiem, pół Francuzem, gdyż jego ojciec inżynier do Polski przyjechał z Paryża. Do dziś na oknie Przemka stoi przywieziona przez niego fosforyzująca miniaturka wieży Eiffla, wieczorem kontrastująca ze światłami multikina przy alei Komisji Edukacji Narodowej.